W niedzielę, 9 maja, zakończyły się kolejne obchody urodzin portu Hamburg. 24 kwietnia odbyła się podobna, choć na znacznie mniejszą skalę przygotowana, impreza w Rostocku. "Dni Morza" i festiwale portowe o zróżnicowanej wielkości i charakterze odbywające się w bardzo licznych portach świata, każdorazowo dają boleśnie odczuć miałkość i odejście od morskości polskich obchodów "Dni Morza".

W Polsce bardzo brakuje dostępnych dla szerokiej publiczności imprez i wydarzeń dających okazję do zbliżenia się do statków i okrętów lub zwiedzenia ich, do poznania z bliska specyfiki pracy portów i innych przedsiębiorstw i instytucji morskich. Jeżeli już się trafiają - na ogół nie otrzymują odpowiedniej promocji i przechodzą niezauważone (czemu winni są często sami ich organizatorzy, a innym razem nie interesujące się dostatecznie sprawami morskimi lokalne, nadmorskie media).

Od kilku lat miesięcznik "Nasze MORZE" propaguje prawdziwie morskie "Dni Morza" i festiwale portowe na przykładach z zagranicy - w relacjach i fotoreportażach, w zapowiedziach imprez, itp.
"Kropla drąży kamień" i należy mieć nadzieję, że promowanie stricte morskich imprez, choćby poprzez pokazywanie przykładów z zagranicy, powoli zacznie wreszcie przynosić efekty w postaci większego zaangażowania i inicjatywy przejawianej w tym zakresie przez polskie firmy i instytucje związane z morzem. A będzie to zgodne z ich własnym, na razie nader często nieuświadamianym sobie przez decydentów, interesem.

Za mało morza w Dniach Morza
Słusznie zauważa miesięcznik "Nasze MORZE", że polskie "Dni Morza" są zazwyczaj bardzo mało morskie... Przykładem mogą być Centralne obchody Dni Morza, objęte patronatem Ministerstwa Gospodarki Morskiej, odbywające się kilka lat temu w Kołobrzegu. Wydarzeń stricte morskich było na nich zbyt mało, jak na oczekiwania związane ze wspomnianym merytorycznym patronatem i nazwą święta. Odbyły się m.in. akademie i wręczanie odznaczeń resortowych w Ratuszu (dostępne dla wąskiego grona osób). Spora część i tak skromnych nakładów finansowych przeznaczonych na święto morza oraz wysiłków organizacyjnych poszła "w parę" wątpliwych atrakcji nie mających nic wspólnego z morzem - takich, które mogłyby się odbyć w dowolnym innym terminie, ale są z niezrozumiałych powodów "podłączane" pod Dni Morza, na ogół przez nadanie im naciąganej, "morskiej" nazwy. Przykładem może być rajd starych samochodów "W hołdzie Neptunowi" oraz otwarte mistrzostwa Kołobrzegu w szachach, zaś morski wielobój strażacki (akcje ratownicze, pokaz sprzętu, konkurencje sprawnościowe) był "morski" jednynie dlatego, że odbywał na plaży. "Karaibska" Noc z Neptunem zaoferowała nam, w ramach Dni Morza, to, co jest obecne ostatnio zawsze i wszędzie (do znudzenia), czyli pokazy taneczne (samba, rumba, salsa, itp.). Spora część funduszy na organizaję Dni Morza pochłonięta została przez koncert zupełnie nie morskiej gwiazdy muzyki rozrywkowej...
Nie tylko wyścig holowników
Nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę polskie realia (mizerne zwłaszcza w sferze finansowej) i specyfikę naszych portów, skazującą nas na mniejszą skalę imprez w porównaniu choćby do Rotterdamu czy Hamburga, to i tak zostanie całkiem sporo możliwych do zrealizowania, interesujących dla publiczności i nośnych w sferze edukacyjnej, typowo morskich atrakcji. Dla przykładu - nie musi być u nas koniecznie wyścigu, czy "baletu" holowników (choć zwłaszcza to ostatnie, przy dobrej woli i inicjatywie zainteresowanych stron, dałoby się przeprowadzić), ale nie stanowi problemu postawienie holowników przy ogólnodostępnym nabrzeżu i udostępnienie ich na kilka godzin do zwiedzania w czasie "Dni Morza".
Gdy przyjrzymy się morskim i portowym festiwalom organizowanym na całym świecie, okaże się, że są one kopalnią pomysłów, z których przynajmniej część może być łatwo (przy dobrej woli firm i instytucji związanych z morzem oraz władz miejskich) i nawet przy niedużych nakładach finansowych, przeniesiona na nasz grunt. Weźmy za przykład choćby miasto siostrzane Gdyni - Seattle.

Zamorska siostra Gdyni
Tamtejszy Seattle Maritime Festiwal sponsorowany przez lokalne firmy morskie i związane z rybołówstwem, ale i z branż niezwiązanych bezpośrednio z morzem, pod merytorycznym przewodnictwem Propeller Club i zarządu portu Seattle, jest okazją dla aranżowania licznych przedsięwzięć edukacyjnych oraz rekreacyjnych i rozrywkowych przybliżających lokalnej społeczności i turystom wagę morza i gospodarki morskiej dla codziennego życia każdego obywatela, także mieszkającego w głębi lądu. Festiwal jest forum - jak się wyrażono w oficjalnych dokumentach merostwa związanych z organizacją imprezy - dającym okazję do przekazania społeczeństwu informacji o porcie - "to tell our Seaport story".
Impreza zawiera takie atrakcje, jak jeden z największych w świecie wyścigów holowników ("U.S. Oil Seattle Tugboat Race Championships" skupia ponad 40 "zawodników"-holowników ścigających się od terminalu zbożowego przy pirsie nr 86 do linii mety na wysokości pirsu 62/63) oraz rodzinny festyn w rejonie waterfrontu (morskiej strefy prestiżu miasta). Są też: doroczny uroczysty Maritime Festival Luncheon, odbywający się czasem na pokładzie wycieczkowca zacumowanego w porcie Seattle, doroczny konkurs poetycki "Stories of the Sea" z finałem na Fishermen’s Terminal, impreza pod hasłem "Seattle Maritime Festival Night at the Mariners" czy wreszcie "rodeo" portowych wózków widłowych ("sztaplarek") na terenie terminalu rybackiego.
W Seattle urządza się też, pod patronatem "Pacific Maritime Magazine", na terenie mariny żeglarskiej, wyścigi w budowie łodzi ze standardowych materiałów pod hasłem: "Quick & Dirty Boatbuilding Competition". Kolejną atrakcją morskiego festiwalu w Seattle są bezpłatne wycieczki po porcie na pokładzie "statku białej floty". Są też wystawy i wykłady na temat ochrony środowiska morskiego. Atrakcje dla dzieci i młodzieży to m.in. zajęcia z "szybkiego modelarstwa" szkutniczego, zawody zabawkowych łodzi zdalnie kierowanych, bezpłatne wejście do Maritime Discovery Center, etc.

Dla chcącego nic trudnego
Takie festiwale "nie robią się same". Dziesiątki wolontariuszy - zazwyczaj pracowników portu i firm uczestniczących w obrocie portowo-morskim wspomaga organizację festiwalu m.in. uczestnicząc jako animatorzy i porządkowi w samych imprezach festiwalowych, oraz wcześniej, np. w inicjatywach zbiórki pieniędzy na organizację festiwalu. Uczestnicy przygotowań do festiwalu rozumieją jednak, że promocja branży morskiej leży w ich, także osobistym, interesie. Wsparcie gospodarki morskiej (przez podniesienie jej rangi w oczach społeczeństwa, a także decydentów i polityków) i wyraźne "pokazanie się" branży oznacza bowiem zapewnienie jej pewniejszej przyszłości, a tym samym i stabilności prywatnych dochodów każdego "pracownika morza" - począwszy od pracowników fizycznych w magazynach portowych, dokerów, spawaczy i monterów w stoczniach, przez marynarzy i oficerów statków pełnomorskich, pracowników przedsiębiorstw holowniczych, pilotów, pracowników urzędów morskich, portowych celników po dyrektorów wszelkiego rodzaju firm morskich, transportowych, spedycyjnych, itd.
Niestety w Polsce takiego zrozumienia oczywistych prawd nie ma. Prawie zawsze wynajduje się tysiące powodów, by imprez przybliżających gospodarkę morską społeczeństwu nie organizować. Postulujący lub inicjujący organizację takich wydarzeń najczęściej natrafiają na mur obojętności i stwierdzeń w rodzaju: "nie da się…", "a po co to komu…", "a co ja z tego będę miał", itp., a w najlepszym wypadku: "my byśmy chcieli, ale trudności obiektywne nie pozwalają"...  co zazwyczaj jest tylko nie mającą podstaw wymówką.

Gdy sami się nie pochwalimy, to nikt nas nie pochwali
Poza Polską widać mnóstwo przykładów na to, że przedsiębiorstwa morskie wykazują więcej dobrej woli i własnej inicjatywy, jeżeli chodzi o uczestnictwo (także ze swoimi jednostkami pływającymi) w wydarzeniach i okazjach przybliżających sprawy gospodarki morskiej szerokiej publiczności i podwyższających świadomość morską społeczeństwa.
W Polsce wciąż zbyt mało jest "dumy branżowej" i wspólnego, promocyjnego działania różnych dziedzin gospodarki morskiej. Sceptycy o wąskich horyzontach i abnegaci z klapkami na oczach kwestionują "społeczne zapotrzebowanie" na tego rodzaju atrakcje. Nie należy się nad tym zastanawiać, "czy są takie oczekiwania", że np. lokalne społeczności i turyści chcą bezpośredniego kontaktu z portem, statkami, tylko z góry założyć, że takie oczekiwania są. Bo po prostu są... A jeśli nawet ich nie ma, to trzeba je inspirować, wzbudzać zainteresowania morskie w interesie (także ekonomicznym) branży morskiej. Poza tym - to w mniejszym stopniu powinno zależeć od jakiegoś "oczekiwania", od jakiegoś "odgórnego" czy "zewnętrznego" "zapotrzebowania" czy "zamówienia", a bardziej powinno być inspirowane własną inicjatywą przedsiębiorstw gospodarki morskiej i bardziej zależeć od zaangażowania samych ludzi morza.
Zbyt mało ludzi w Polsce wie i rozumie, że gdyby nie ludzi morza wielu różnych zawodów - np. szyprowie i załogi holowników, marynarze i oficerowie na statkach pełnomorskich, piloci, portowcy, stoczniowcy, to nie byłoby np. na polskich stołach bananów (przywożonych chłodniowcami)…, że bez nich nie byłby możliwy eksport wielu towarów, od którego zależy produkcja wielu polskich fabryk i miejsca pracy dla Polaków także w głębi lądu...
Trzeba czasem "dopuścić" ludzi ("szeroką publiczność") do "bliskiego kontaktu" z portami oraz statkami i ich załogami... Wtedy, z czasem (nie od razu Kraków zbudowano, ale kiedyś i u nas trzeba zacząć, wzorem licznych morskich imprez dla publiczności "na Zachodzie") społeczeństwo, ale i politycy oraz decydenci zaczną lepiej rozumieć morze, interesy morsko-gospodarcze Polski, etc.

Wymówka dla marazmu
Często argumentem osób i instytucji nierozumiejących potrzeby promowania spraw morskich wśród społeczeństwa przez atrakcje w rodzaju udostępnienia statków do zwiedzania jest międzynarodowy kodeks ochrony statków i obiektów portowych - ISPS. Istotnie może być on przeszkodą (a tak naprawdę - wymówką), jeśli podchodzi się do jego zapisów zbyt sztywno i z biurokratycznym skrzywieniem, w polskiej mentalności podszytym zaszłościami z minionej epoki, kiedy "niczego nie było wolno".
Tymczasem poza Polską (np. w Europie zachodniej, w Skandynawii) ISPS nikomu nie przeszkadza w organizowaniu (przynajmniej na kilka godzin w jednym dniu w roku) okazji do zwiedzania współczesnych, aktywnych jednostek pływających (np. holowników, promów) czy "dni otwartych bram" w stoczniach, terminalach portowych (nawet kontenerowych) i zakładach przemysłu przyportowego. Co więcej nawet polskie statki (promy) udostępniane są do zwiedzania w Szwecji czy Danii!
W Polsce nie brakuje wygodnych miejsc do chwilowego udostępnienia publiczności jednostek pływających - są nimi np. Wały Chrobrego w Szczecinie, bulwar lewobrzeżnego Świnoujścia (nab. Władysława IV), nabrzeże Ziółkowskiego w Gdańsku i inne - nad Motławą, w pobliżu Targu Rybnego, także w Gdańsku czy nabrzeża Pomorskie i Francuskie oraz ostroga pilotów w Gdyni. Nie ma więc przeszkód, chyba, że się je na siłę wynajduje.

Na promocji morza nie da się stracić
Trzeba pamiętać, że festiwale morskie i portowe to także dobry interes. Dla przykładu dwudniowy Whitehaven Maritime Festival w 2003 roku przyniósł bezpośrednio lokalnej gospodarce (w dochodach z usług, takich, jak: gastronomia, hotelarstwo i mały handel) aż milion funtów brytyjskich. Do tego trzeba dodać trudniej mierzalne i niebezpośrednie korzyści, jak promocja regionu i lokalnego biznesu, nie tylko morskiego.
Przykre, że mało aktywne są organizacje, które ze swej istoty predestynowane są do udziału w obchodach Dni Morza lub włączania się do organizacji takich imprez. W trakcie naszych poszukiwań wydarzeń o charakterze morskim nie natrafiliśmy na żadne znaczniejsze ślady działalności Ligi Morskiej.

Morze to nie tylko żagle
Nie wiedzieć czemu, włodarzom oraz pracownikom działów promocji w urzędach miejskich polskich miast portowych "morskość" kojarzy się prawie wyłącznie z żeglarstwem i na działaniach wokół niego (np. na budowie marin) na ogół kończą oni swe "morskie" zaangażowanie, zapominając o sprawach stricte morskich, np. o podkreślaniu wagi portu i całej gospodarki morskiej dla miasta i jego mieszkańców, dla regionu i całego kraju. Zupełnie, jak gdyby zapominali o istnieniu w ich miastach portów i stoczni, stanowiących źródło dochodów dla ogromnej części mieszkańców i firm w regionie (a co za tym idzie - także źródło dochodów - z podatków - dla kasy miejskiej).
Gdynia z morza powstała, ale czasem jednak za bardzo o tym zapomina. Szkoda, że np. oficjalne delegacje z Urzędu Miasta Gdyni powracające z Seattle nie przywożą stamtąd (i nie przenoszą na nasz grunt) ducha i konkretnych pomysłów z Seattle Maritime Festiwal.
Aleja Statków Pasażerskich to bardzo cenna i udana inicjatywa. Odsłonięcia kolejnych tablic pamiątkowych w płycie Nabrzeża Pomorskiego otrzymują zawsze - zdawałoby się godną - oprawę. Fetowani przedstawiciele (np. kapitanowie) uhonorowanych w "alei pływających gwiazd" statków - mogą się czuć usatysfakcjonowani. Jednak dla obserwatora z zewnątrz, najczęściej przypadkowego spacerowicza ze Skweru Kościuszki, wydarzenia te, to w zasadzie tylko przemówienia oficjeli i występ umundurowanej orkiestry dętej. Brakuje w tym szerszego i dobitniejszego przesłania morskiego oraz edukacyjnego. Dlaczego wokół odłonięcia tablicy kolejnego wycieczkowca nie zorganizować choćby skromnego jarmarku morskiego, czy nie postawić stoiska z materiałami promocyjnymi miasta, podkreślającymi jego morskość, oraz znaczenie gospodarki morskiej dla całego kraju?...
 
Miesięcznik "Nasze MORZE" już w połowie roku 2009 przewidywał, że terminal LNG może służyć również do reeksportu skroplonego gazu ziemnego (co w tych dniach dopiero ujawniło jednemu z dzienników PGNiG).

Jak poinformował portal forsal.pl (za "Dziennikiem - Gazetą Prawną") PGNiG przygotowuje nową strategię nastawioną na eksport, według której rozważane są m.in. plany reeksportu LNG. Świnoujski terminal LNG miałby być - jak to określono - "interkonektorem"*. Według informacji zamieszczonych 16 lutego portalu forsal.pl świnoujski gazoport mógłby pełnić nie tylko rolę punktu odbiorczego, ale także przeładunkowego. Jak stwierdził informator portalu forsal.pl: "Istnieje możliwość, przy niedużym nakładzie finansowym, przebudowy niektórych elementów tej instalacji, tak by można było magazynować pewne ilości gazu w postaci skroplonej, a potem je reeksportować mniejszymi statkami. Takimi dostawami byłyby zainteresowane kraje bałtyckie". Według portalu forsal.pl Ministerstwo Skarbu Państwa potwierdza, że eksport LNG to opcja, dla której zostało już opracowane wstępne studium przypadku.

Miesięcznik "Nasze MORZE" sugerował i uznawał za prawdopodobne takie rozwiązanie już w jednej
z dwóch części obszernego raportu mówiącego głównie o rozwoju floty i nadpodaży tonażu na rynku gazowców LNG, opublikowanego w wydaniach z czerwca i lipca 2009 roku.

"Nasze MORZE" przewidywało wtedy (przy rozważaniach, czy możliwa jest budowa gazowców LNG
w Polsce w przypadku hipotetycznego powiązania niedoszłego katarskiego inwestora w polskich stoczniach z eksporterem LNG do Polski):
"Można sobie wyobrazić projekt czy [...] biznesplan, w którym [...] inwestor [terminalu LNG w Świnoujściu] chciałby się znaleźć w roli znaczącego, jeżeli nie głównego dystrybutora LNG w Europie Północnej, lub przynajmniej w regionie Bałtyku (a zarazem w roli dostawcy gazu dla tego regionu np.
z rejonu Zatoki Perskiej). W takim przypadku mógłby chcieć kontrolować związane z taką siecią dystrybucyjną łańcuchy transportowe - zarówno dalekiego zasięgu (przewozy z krajów arabskich na Bałtyk), jak i lokalne (obsługiwane przez gazowce dowozowe).
Terminal w Świnoujściu stałby się dla takiego inwestora [operatora terminalu LNG w Swinoujściu], bałtyckim hubem LNG - łącznikiem pomiędzy dostawami LNG na dużym dystansie, wielkimi gazowcami,
a bałtycką czy północnoeuropejską siecią dystrybucyjną."

Miesięcznik "Nasze MORZE", analizując rynek gazowców LNG, trafnie ocenił również (zanim to się okazało ewidentne, gdy "katarski inwestor" nie dotrzymał kolejnych terminów wpłaty kwot wylicytowanych za stocznie w Gdyni i Gdańsku) jako niewiarygodne i oderwane od realiów rynkowych zdecydowane zapowiedzi holdenderskiego przedstawiciela "Katarczyków" i Ministerstwa Skarbu Państwa o spodziewanej budowie dużych gazowców w stoczni Gdynia przez nowego, "katarskiego" właściciela.

Miesięcznik "Nasze MORZE" przy wielu okazjach (m.in. w opublikowanych materiałach na temat pierwszego w świecie gazowca LNG/LEG/LPG zbudowanego przez Gdańską Stocznię Remontową
i Stocznię Północną, o napędzanych LNG promach fjordowych z tej samej stoczni) informował o planach budowy i zaczątkach sieci dystrybucyjnej LNG opartej na niewielkich statkach, a potrzebnej m.in. jako "stacje paliw" dla statków napędzanych LNG. Dla takich m.in. statków, jak opisany w wydaniu "Naszego MORZA" z grudnia 2008 roku w ramach relacji z targów morskich SMM w Hamburgu. Norweski armator Sea-Cargo AS zamówił pierwsze w ś?wiecie statki napędzane wyłącznie LNG, z prostym, wypróbowanym, mechanicznym przeniesieniem napędu. Po oddaniu do eksploatacji przez stocznię Bharati w Indiach, zatrudnione
 zostaną na linii z 10-dniową rotacją obejmującej zawinięcia do portów na Bałtyku, norweskich
i brytyjskich i korzystać będą na razie tylko z jednej stacji bunkrowej LNG znajdującej się na ich planowanej trasie w Norwegii. Takich stacji paliwowych będzie musiało powstawać więcej, głównie na potrzeby promowanej przez Unię Europejską żeglugi bliskiego zasięgu (short sea shipping) i w związku
z mnożącymi się projektami statków różnych typów i coraz większych rozmiarów z napędem na LNG.

Mimo licznych postulatów polityków, a nawet głosów polskich ekspertów, miesięcznik "Nasze MORZE",
w oparciu o znaną strukturę światowego handlu LNG i rynku morskich przewozów LNG, już na początku roku 2007 (długo przed podpisaniem pierwszego polskiego kontraktu na dostawy LNG z Kataru) zapowiadał, że nie możemy liczyć na polską gestię transportową LNG, w związku z czym wygłaszane w wielu miejscach całkiem poważnie zapowiedzi lub plany oraz postulaty dotyczące budowy polskiej floty gazowców, które miałyby być eksploatowane przez polskiego armatora (a także budowy takich statków na jego potrzeby w Polsce) musiały być od początku uznawane na nierealne. Przewidywania "Naszego MORZA" znalazły ostateczne potwierdzenie, gdy przy okazji podpisania polsko-katarskiego kontraktu na dostawy LNG ujawniono, że płynny gaz będzie dostarczany do Świnoujścia gazowcami Nakilat, czyli transportowego oddziału katarskiego eksportera.
______________
* właściwszy byłby tu - znany powszechnie m.in. w transporcie morskim w odniesieniu do terminali pełniących taką rolę - termin "hub".

Tematyka LNG w "Naszym MORZU":  http://tinyurl.com/yfu7493
 
Portal Morski (www.portalmorski.pl) jako pierwszy wśród polskich mediów odnotował niegroźną w skutkach kolizję drobnicowca wielozadaniowego Magdalena, eksploatowanego przez szczecińskiego armatora Euroafrica Linie Żeglugowe. Do informacji podanych przez Portal Morski można dodać, że uszkodzony polski statek po kolizji zawrócił (z drogi do St. Petersburga) i podąża na Zachód (niewykluczone, że do stoczni remontowej, najprawdopodobniej w Estonii, na Łotwie lub w Polsce). 
We wtorek (16 lutego) wieczorem (ok. 20:00) Magdalena płynęła w odległości ok. 1 do 2 Mm za jednostką SC Nordic, z która się zderzyła tego samego dnia wcześnie rano (wg niektórych źródeł - przed południem, o godz. 10:44). Płynące z rejonu kolizji na Zachód oba statki w niej uczestniczące korzystały z asysty lodołamacza, który opuścił je prawdopodobnie ok. 19:00 i zawrócił w stronę St. Petersburga.
Z ostatniej chwili (środa, 17 lutego w południe): Magdalena dotarła rano do Tallina, gdzie prawdopodobnie przejdzie remont poszycia, którego uszkodzenie w kolizji spowodowało rozszczelnienie skrajnika dziobowego.
 
Miesięcznik "Nasze MORZE" na swej witrynie internetowej (www.naszemorze.com.pl) opublikował informację o statku polskiego armatora, który dostarczył sprzęt armii kanadyjskiej i materiały potrzebne w akcji humanitarnej Kanadyjskich Sił Zbrojnych na Haiti. Inny statek dostarczający ładunki dla zniszczonego trzęsieniem ziemi kraju jest eksploatowany przez amerykańskiego armatora, ale zbudowany został w Polsce.
Z kolei Portal Morski (www.portalmorski.pl) pokazał w swoim dziale "multimedia" materiały video pokazujące polski statek pracujący dla armii kanadyjskiej i jego załadunek sprzętem i materiałami dla akcji na Haiti.
Wykorzystanie naszego statku przez kanadyjską armię w długookresowym czarterze zapewne było możliwe dzięki cenowej konkurencyjności oferty polskiego armatora. Jednak tacy zleceniodawcy, jak siły zbrojne państwa należącego do NATO z pewnością przykładają dużą wagę do jakości wynajmowanego statku i jego operatora. Jak zauważa "Nasze MORZE" - nierzadko mające miejsce doraźne lub długookresowe czartery statków polskich przedsiębiorstw żeglugowych i / lub jednostek zbudowanych w polskich stoczniach potwierdzają walory techniczno-eksploatacyjne statków polskiej budowy oraz zaufanie wobec jakości usług i fachowości polskich armatorów i załóg statków.
 
Miesięcznik "Nasze MORZE" opublikował na swojej witrynie www.naszemorze.com.pl zapowiedzi najbliższych imprez i wydarzeń morskich, a o kolejnych powiadomi w najbliższych wydaniach drukowanych.
Szukając konferencji i targów branży morskiej warto też zajrzeć tutaj.
 
Wreszcie normalna zima (po paru dość łagodnych) zaskoczyła przede wszystkim służby lądowe (drogowców, energetyków), ale i np. na torze wodnym pomiędzy Szczecinem i Świnoujściem statki "puszcza" się w konwojach. To dobra okazja dla shipspotterów, którzy stojąc codziennie stosunkowo niedługo na swoich stanowiskach fotograficznych, mogą w krótkim czasie "zaliczyć" większą liczbę statków. Jeden z konwojów dzielnie poprowadził niewielki statek ze wzmocnieniami lodowymi zbudowany w gdańskiej "Remontowej" - Aura, o czym pisal m.in. Kurier Szczeciński. 
Codziennie aktualizowana informacja o stanie zalodzenia Bałtyku podawana jest na tej mapce.
 
Na Portalu Morskim pokazano więcej zdjęć Maersk Taikung, który zainaugurował zawinięcia serwisu AE10 do Gdańska (także zdjęcia z wnętrz tego statku).
Fotografie poniżej oraz w oddzielnej galerii na Portalu Morskim przedstawiają wyjście drugiego statku z serwisu AE10, jaki zawinął do Gdańska.
 
This is your new blog post. Click here and start typing, or drag in elements from the top bar.
 
Kontenerowiec Maersk Taikung, który ustanowi nowy rekord wielkości statków tego typu odwiedzających polskie porty i zainauguruje obecność portu Gdańsk w rozkładzie zawinięć serwisu Maersk Line AE10 (Europa - Daleki Wschód), opuścił w sylwestrowy wieczór terminal kontenerowy w Felixstowe w Anglii (ostatni dla tego statku przed jego dziewiczym zawinięciem do Gdańska), zdając pilota o godz. 20:30 polskiego czasu. Następna destynacja - DCT Gdańsk, gdzie spodziewany jest 4 stycznia 2010 r. około południa.
 
Najprawdopodobniej 4 stycznia około południa wejdzie do zewnętrznego portu Gdańska i stanie przy nabrzeżu terminalu DCT Gdańsk rekordowy - największy w historii polskich portów - 320-metrowy pojemnikowiec Maesrk Taikung. Tym samym otwarty zostanie nowy rozdział w historii gdańskiego portu - zostanie on włączony do międzykontynentalnego liniowego serwisu kontenerowego łączącego Daleki Wschód z Europą, a podobne jednostki zaczną odwiedzać Gdańsk regularnie.
Zawinięcie Maersk Taikung do Gdańska 4 stycznia 2010 r. będzie stanowiło inaugurację obsługi przez DCT Gdańsk serwisu AE10 największego globalnego przewoźnika kontenerowego Maersk Line.
Można powiedzieć, że Maersk Taikung to "ośmiotysięcznik" (charakteryzuje się ładownością kontenerów  8100 TEU) lub "100-tysięcznik" (jego nośność wynosi powyżej 100 000 ton).
Więcej informacji o samym statku, a także o włączeniu po raz pierwszy polskiego portu do sieci bezpośrednich znaczących oceanicznych serwisów kontenerowych - na witrynie miesięcznika "Nasze MORZE". O nowym oceanicznym serwisie kontenerowym w Gdańsku pisała także m.in. "Gazeta Prawna". Natomiast tutaj będzie można najprawdopodobniej śledzić aktualną pozycję kontenerowca Maersk Taikung (o ile będzie w zasięgu brzegowych odbiorników AIS serwisu Marine Traffic).
Wcześnie rano 30 grudnia Maersk Taikung przybił do nabrzeża terminalu kontenerowego portu Felixstowe w Anglii, ostatniego dla tego statku przed jego dziewiczym zawinięciem do Gdańska. Opuścił Felixstowe w sylwestrowy wieczór, zdając pilota po wyjściu z brytyjskiego portu o godz. 20:30 polskiego czasu.
Kolejne najbliższe zawinięcia, jakich można się spodziewać w Gdańsku w ramach serwisu AE10, mają dotyczyć (według informacji z 30 grudnia 2009 r.) następujących statków:
     Skagen Maersk   (12-13 stycznia 2010 r.),
     Sally Maersk   (18-20 stycznia),
     Maersk Tanjong   (25-27 stycznia),
     Svendborg Maersk   (1-3 lutego 2010 r.),
     Svend Maersk   (8-10 lutego),
     Maersk Sydney   (15-17 lutego),
     Maersk Tukang   (22-24 lutego),
     Maersk Sheerness  
(1-3 marca),
     Maersk Stockholm   (15-17 marca),
     Maersk Singapore   (22-24 marca),
     Sofie Maersk   (5-7 kwietnia),
     Carsten Maersk   (12-14 kwietnia),
     Clementine Maersk  
(19-21 kwietnia),
     Maersk Seoul   (26-28 kwietnia),
     Maersk Taurus
   (3-5 maja),
     Sine Maersk
   (10-12 maja),
     Axel Maersk   (17-19 maja)
     i A.P. Moller   (29 maja).
Niektóre z nich będą nieco mniejsze od Maersk Taikung. Np. A.P. Moller charakteryzuje się ładownością 6600 TEU.